czwartek, 22 marca 2007

Już w domu

Po niecałych 30 godzinach podróży jesteśmy w domu. Pozdrawiamy wszystkich, którzy śledzili losy naszej wyprawy. Mam nadzieję, że w ciągu kilku dni uda nam się uporządkować i uzupełnić treść naszego bloga oraz albumu.

poniedziałek, 19 marca 2007

Santa Maria

Rano, za namową Cecilii, wybraliśmy się do oddalonej o około 40 km nadmorskiej miejscowości Santa Maria. Mając w pamięci widoki z okien autobusu jadącego trasą Pan Americana na południe od Limy, nie spodziewaliśmy się, że znajdziemy się w całkiem innym świecie. Autobusem można dojechać tylko do miejscowości San Bartolo, która jest typową, jak na peruwiańskie warunki, nadmorską miejscowością wypoczynkową. Dalej można dojechać tylko taksówką. Po koło 3 km pustynną drogą pojawiła się strażnica ze szlabanem, którego otwarcie przed taksówkarzem nie było wcale takie oczywiste. Dalej wśród zadbanej zieleni luksusowe kluby, hotele i apartamenty, otaczające ładną i czystą zatokę.
Od Jeszcze raz Lima

Od Jeszcze raz Lima

Na plaży było może kilkanaście osób i był czynny tylko jeden bar, w którym z przyjemnością napiliśmy się piwa, ale który ceną nie zachęcał do zjedzenia posiłku. Nie zdziwiło nas to, bo wakacje w Peru skończyły się trzy tygodnie temu, ale nie spodziewaliśmy sie całkowitego braku sklepów, kramów i handlarzy. Myśleliśmy, że może znajdziemy coś w porcie widocznym po drugiej stronie wzgórza, ale po półgodzinnym spacerze w pełnym słońcu okazało się, że kolejny szlaban był nie do przebycia także dla nas.
Od Jeszcze raz Lima

Od Jeszcze raz Lima

Wróciliśmy wiec na plażę, gdzie spędziliśmy ponad godzinę i wróciliśmy do Limy.

niedziela, 18 marca 2007

Lima

Podróż z Cusco do Limy trwała prawie 20 godzin, ale wbrew naszym obawom, nie była wcale męcząca. Dalekobieżne autobusy w Peru mają zwykle dość wysoki standard a dodatkowo wykupiliśmy miejsca w luksusowej dolnej części auta, gdzie jest tylko 9 miejsc (3 rzędy, po 3 fotele w każdym).
Od Cusco

Od Cusco

Każde miejsce wyposażone jest w poduszkę i koc, a cenie biletu są zawarte dwa dość smaczne posiłki. Całe szczęście, że nie cierpimy na chorobę lokomocyjną, bo przeważająca część trasy przebiegała przez góry i była nadzwyczaj gęsto usiana zakrętami.
W każdym razie podróż była znacznie bardziej komfortowa, niż lot samolotem British Airways i po dotarciu do hotelu wcale nie czuliśmy potrzeby odpoczynku.
Podczas popołudniowego spaceru natrafiliśmy na Plaza de Armas na ciekawą uroczystość zmiany formacji wojskowych pełniących przez jakiś okres wartę przed pałacem prezydenckim. Niezwykle barwne widowisko. Oryginalne "tańce" defiladowe w wykonaniu huzarów były tym ciekawsze, że Peruwiańczycy są niezwykle liczną i żywo reagującą publicznością dla tego typu imprez.
Od Jeszcze raz Lima

Od Jeszcze raz Lima

Od Jeszcze raz Lima

Wieczorem przyjechała do hotelu Cecilia i poszliśmy razem na pisco sour.

sobota, 17 marca 2007

Cusco

Kolejny dzień Cusco. Wczoraj zwiedzaliśmy najbliższe okolice stolicy Inków: Koricancha, Saqsaywaman, Qenco, Tambo Machay i Puca Pucara (te ostatnie z okien samochodu, bo zaczęło lać).
Od Cusco

Od Cusco

Od Cusco


Dzisiejszy dzień poświeciliśmy na drobne zakupy i łażenie po nieturystycznej części miasta. Byliśmy na pysznej kawie z whisky w bardzo przyjemnej malej kawiarence Cafe Dos X3. Właściciel puszczał zupełnie nietypową dla peruwiqańskich klimatów muzykę Paris Combo i hiszpańsko-kubańskie flamenco: Bebo Valdez & Diego "ElCigala". Później w zjedliśmy bardzo smaczne kukurydziane obwarzanki smażone w głębokim oleju i polane syropem miodowo-pomarańczowym. Chodząc po bazarze zauważyliśmy, ze dużo osób je coś, co wyglądało bardzo apetycznie. Było to ceviche (surowa ryba marynowana w soku z limonki z ostrymi przyprawami i cebula) podawane z ryżem, kukurydzą i oczywiście słodkim ziemniakiem. Bardzo pikantne ale smaczne. A na koniec wypiliśmy po 1/2 l przygotowywanego przy nas soku "combinato" ze świeżych owoców (których wszystkich nazw nie pamiętam). Jak dotąd, nic nam nie jest.
Od Cusco

Od Cusco

Od Cusco

Zdecydowaliśmy, ze dzisiaj (sobota) wieczorem wyjeżdżamy do Limy. Będziemy tam w niedziele po południu.

czwartek, 15 marca 2007

Cusco, Swieta Dolina, Machu Picchu

Do Cusco przyjechalismy o 4 nad ranem. Autobus byl wygodny. Na dworcu czekala juz na nas taksowka i zawiozla nas do hostelu. Warunki srednie, ale za to polozenie super - w najstarszej dzielnicy Cusco - 10 minut do Plaza de Armas. Caly dzien lazilismy po miescie, ktore jest zupelnie inne od innych poznanych dotad miast w Peru. Mozna je porownac do naszego Krakowa.
Natepnego dnia rano busem turystycznym pojechalismy zwiedzac Swieta Doline. Zobaczylismy doskonale zachowane ruiny inkaskie w Pisac i Ollantaytambo. Zdecydowalismy sie na wycieczke z przewodnikiem, co mialo dobra i zla strone. Dowiedzielismy sie wprawdzie wiacej, ale przewodnik strasznie gonil, bo wczesniej w programie bylo zwiedzanie bazarow.
W Ollantaytambo odlaczylismy sie od wycieczki i pociagiem pojechalismy do Aquas Caliente, miasteczka z ktorego rano mielismy wyruszyc na podboj Machu Picchu.
Rano o 6:00 wsiedlismy w pierwszy bus (6 USD/20 min). Padal deszcz i wszystko bylo zasnute gesta mgla. Ale za to bylismy przed rzesza turystow przyjezdzajacych o 9:00 pociagiem z Cusco.
Swieta Dolina i Machu Picchu

Nie bede probowal opisywac naszych wrazen. Kliknijcie na zdjecie powyzej.
Pogoda z minuty na minute sie poprawiala i z za mgly i chmur zaczely pokazywac sie ruiny i wspaniala gora Huayna Picchu, na ktora zdecydowalismy sie wejsc. Pionowa sciana z wykuta przez Inkow droga. Kilkaset metrow w gore, wspaniale wrazenia i karkolomne zejscie. Na szczescie zdazylismy przed ulewa, ktora zlapala nas juz na dole. Okolo 15:00 przejasnilo sie i postanowilismy zejsc na sam dol na piechote. Trud zejscia wynagrodzily nam widoki i zapachy fanastycznej roslinnosci - bylismy juz przeciez na skraju dzungli.
Wrocilismy do hotelu padnieci i o 20:00 spalismy jak zabici.
Rano pociag do Ollantaytambo, taksowka do Urumamby, bus do Chinchero. W Chinchero, gdzie nie bylo jeszce zadnych turystow, polazilismy po ruinach i bazarze, zjedlismy obiad w towarzystwie pary Francuzow (w naszym wieku) i zlapalismy lokalny bus do Cusco.
Teraz jest 18:30. Do nastepnej wiadomosci.

poniedziałek, 12 marca 2007

Nastepny dzien w Puno

Niedziela. Pobudka o 5:00, pakowanie plecakow, sniadanie, przejazd busem do portu i zaokretowanie na ¨statek¨, ktorym udajemy sie na plywajace wyspy Uros na jeziorze Titicaca.
Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Straszna komercja. Chociaz, tak na prawde faktycznie zyje tam kilkast osob. Tyle tylko, ze w nieco innych warunkach.
Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Na Uros bylismy okolo dwoch godzin, po czym poplynelismy na fantastycna wyspe Teuquile, oddalona o ponad dwie godziny.
Od Nasza wyprawa...


Zyje tam zamknieta spolecznosc okolo 1000 osob. Maja swoje prawa, swoja rade, nie ma hoteli, ani policji, ktora jest niepotrzebna. Mezczyzni robia na drutach a kobiety przeda i pracuja w polu.
Wieczorem wyjezdzamy do Cusco.

niedziela, 11 marca 2007

Puno

Puno przywitalo nas sloncem i upalna temperatura, ale wieczorem pora deszczowa dala o sobie znac. Jestesmy na wysokosci ponad 3800 mnpm. Pierwszy dzien byl ciezki, ale dzisaiaj (sobota)jest juz ok. Mielismy problemy ze spaniem i w zwiazku z tym spoznilismy sie na stateczki odchodzace na wyspy. Plyniemy jutro rano na slynne plywajace wyspy Uros i Taquille. Za to dzisiaj pochodzilismy po prawdziwym peruwianskim bazarze, pojezdzilismy riksza i po poludniu pojechalismy zwiedzac preinkaskie ruiny grobowcow Chulpas - Sillustoni. Pogoda dala prawdziwe przedstawienie. Najpierw slonce, pozniej pojawily sie chmury, odglosy zblizajacej sie burzy, zaczal kropic lekki deszcz, a na koniec pokazala sie piekna tecza. Mam nadzieje, ze zdjecia choc troche oddaja ten klimat.
Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Reszta w albumie. Sa tam tez zdjecia z bazaru i obiecane wczesniej z klasztoru Santa Catalina.
Jeszce male wyjasnienie:
Podrozowanie w peruwianskich miastach taksowkami, czy rikszami, nie jest zadna oznaka luksusu. Za 3 zl mozna dojechac w prawie kazdy punkt sredniej wielkosci miasta (jak np Arequipa, ktora liczy ponad milion mieszkancow). W stolicy troche drozej, bo bywa, ze trzeba wydac nawet 10 zl.

piątek, 9 marca 2007

Kolejny dzien w Arequipie

Dzisiejszy dzien spedzilismy na luzie. Daje sie nam we znaki zmeczenie po kanionie. Spacerkiem zwiedzilismy klasztor Santa Catalina. To olbrzymi kompleks budynkow zajmujacy caly kwartal ulic. Zbudowany zostal w czasach kolonialnych i dopiero od kilku lat jest czesciowo udostepniony do zwiedzania. Bylo przyjemnie, cicho i ciekawie. Widzielismy wielr ciekawych wynalazkow, jak na przyklad pralka automatyczna z 18 wieku, wozek inwalidzki i wiele innych.
W ogole, pogoda w Arequipie, podobnie, jak we wszystkich odwiedzanych przez nas miejscach, jest bardzo ladna.
Jutro jedziemy do Puno - nad jezioro Titicaca - gdzie podobno jest chlodno i deszczowo.
Niestety nie udalo sie przeslac zdjec.

czwartek, 8 marca 2007

Kanion Colka

Pobudka o 1 w nocy (wedlug Peruwianczykow, to 1 rano), taksowka, autobus do Cabanaconde 8 godzin, sniadanie i wymarsz. Idziemy w czworke: Australijczyk, dwie dziewczyny z Niemiec i my plus przewodnik - 25 letni Indianin Angel.
Najpierw 4 godzinne zejscie do kanionu - 1100 m roznicy poziomow sciezka wykuta w prawie pionowej scianie. Pelne slonce, ani jednego kawalka cienia. Nastepnie prejscie przez Rio Colka, krotka przerwa na smaczny posilek w indianskiej wiosce, do ktorej nie dociera prad. Pozniej przejscie jeszce przez dwie podobne wioski, ktorych jedyna komunikacja ze swiatem jest jeden telefon satelitarny i osly oraz muly, ktore transportuja wszystko, co jest potrzebne do zycia.
Pod wieczor ledwo zywi dotarlismy do oazy na samym dnie kanionu. Nocleg w bungalowach zbudowanych z trzciny. Oczywicie bez swiatla. Za to z bardzo ladnym basenem i rosnacymi dookola palmami. Niestety nie ma zdjec z basenu, bo nie mialem sily wejsc kilkanascie metrow pod gorke. Kolacja i upragniony sen.
Rano o 3 pobudka i podejscie prawie 1000 m w gore w 4 godziny, zeby zdazyc na autobus o 7:30 i jechac na Cruz del Condor ogladac kondory.
Juz wieczorem wiedzielismy doskonale, ze nie damy rady podejsc w tak krotkim czasie i wynajelismy przewodnika z dwoma mulami. Nie bylismy jedyni. Dolaczyl do nas mlody sympatyczny Wloch Andrea. Droge przebylismy w 2:30 godz. Sciezka byla stroma, waska i kamienista. Z mulow podziwialismy widoki ze skraju kilkusetmetrowej przepasci.
W ten sposob zdobylismy kolejne ekscytujace doswiadzczenie i zdazylismy na kondory.
Kondory sie nie popisaly. Tak na prawde pojawil sie jeden i zniknal po krotkim pozowaniu zebranym dosc licznie widzom.
Znow autobus i dwugodzina podroz do Chivay, gdzie moglismy wymoczyc bolace miesnie w goracych zrodlach. Niestety nie pomoglo.
Po przyjezdzie do Arequipy zdecydowalismy, ze sie jutro nigdzie nie ruszamy. Bedziemy zwiedzac i odpoczywac.
Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

poniedziałek, 5 marca 2007

Arequipa

Po calej nocu w autobusie dotarlismy do Arequipy. Znalezlismy swietny hostel w centrum miasta. Juz o 1:00 w nocy wybieramy sie na dwudniowy treking do Kanionu Kolka. Wracamy do hotelu pojutrze wieczorem i jak tylko starczy czasu, napiszemy kilka slow o kanionie i arequipie. Na pewno bedzie kilka zdjec.
Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Ballestas i Paracas

W niedziele o 7 rano wyjechalismu na wycieczke na wyspy Ballestas. Sa to wyspy oddalone od ladu o kilka kilometrow. Ich jedynymi mieszkancami sa ptaki (w tym pingwiny) i lwy morskie. Moglismy podplunac wystarczajaco blisko, zeby ogladac miedzy innymi wygrzewajace sie nasloncu lwy morskie wraz ze swiezo narodzonym potomstwem. Trwalo to oklo 2 godzin.
Druga czescia wycieczki bylo zwiedzanie rezerwatu Paracas. Zrobilo to na nas kolosalne wrazenie, choc widzielismy zupelnie nie to, czego sie spodzewalismy. Nie da sie tego opisac w kilku slowach. Polecamy album.
Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

Od Nasza wyprawa...

niedziela, 4 marca 2007

Z Limy do Pisco

Od Nasza wyprawa...

Tak mniej wiecej wygladala nasza droga z Limy do Pisco.
Od Nasza wyprawa...

Podroz trwala 3 godziny.
Po przyjezdzie i zakwaterowaniu w hostelu (z plesnia na scianach, ale za to z calkiem fajnym basenem) poszlismy zarezerwowac wycieczke na wyspy Ballestas i polwysep Paracas. Jutro o 7 wyjazd i plyniemy ogladac pingwiny, lwy morskie, ptaki i byc moze delfiny. Flamingi niestety w ochronie przed upalem wyniosly sie do selvy.
Od Nasza wyprawa...

Pisco szykuje sie do weekendu a my kupujemy cieple bulki i pyszne wielkie awokado na ulicy. Bedzie jutro na sniadanie jak znalazl.

sobota, 3 marca 2007

Drugi dzien w Limie


Ten dzien byl na luzie. Wyspalismy sie, posiedzielismy w internecie i pojechalismy do Muzeo de Nacion. Ciekawe eksponaty arheologiczne, w tym doskonale zachowane mumie, ale takze doskonala wystawa na tema Swietlistego Szlaku.
Potam pojechalismy do Muzeum Larco - prywatnego, z najwieksza kolekcja ceramiki, w tym o tematyce erotycznej. Szokujace spostrzezenie, ze wiekszosc naczyn cechuje olbrzymia powtarzalnosc, jakby wyszly z fabryki.
Po polydniu odwiedzilismy rodzinny dom Cecilii a pozniej mieszkanie Jej brata.
Od Nasza wyprawa...
Od Nasza wyprawa...

Zwiedzilismy tez prawdziwy targ warzywny. Bez pomocy Cecilii nie mielibysmy pojecia, jakie owoce ogladamy.
Rano jedziemy o Pisco.

piątek, 2 marca 2007

Pierwszy dzien w Limie




Glowny plac Limy. Goraco, tloczno - natrafilismy na zmiane warty przed Palacem Prezydenckim.

Troche powloczylismy sie po centrum, zeby poczuc zupenie nowy klimat.

Po poludniu spotkalismy sie z Cecilia i jej rodzina. Mielismy okazje poogladac miasto z okien samochodu - tym razem luksusowego Nissna. Wysiedlismy z Cecylia w Miraflores - bogatej dzielnicy miasta.


Spotkalismy sie tez z Agnieszka. Poszlismy na pisco sour, zjedlismy ceviche i faszerowane krabami awokado. Wszysto nam bardzo smakowalo.

O 9 wieczorem (3 naszego czasu) bylismy juz w lozkach - pierwsza od 48 godzin pozycja horyzontalna.

czwartek, 1 marca 2007

Hotel España

Jestesmy juz w Limie. Podroz przebiegala bez problemow. Byla wprawdzie dluga i meczaca, ale jestesmy w dobrej kondycji i wlasnie wybieramy sie na zwiedzanie centrum Limy. Troche szkoda, ze nie wykorzystalismy prawie szesciu godzin przerwy w Miami. Pochodzilismy troche kolo lotniska i gdyby nie braklo nam odwagi, moglismy pojechac autobusem do centrum i na plaze.
Piersze spotkanie z Lima pozytywne. Lotnisko przyjemniejsze niz w Miami, bagaze dojechaly, a umowiony taksowkarz juz czekal. Jednak zaraz na poczatku kierowca probowal zarobic dodatkowego dolara na zaplacenie parkingu. Oczywiscie bez powodzenia. Poza tym taksowka okazala sie mniej wiecej wiecej 30-lenim egzemplarzem samochodu Lada, bez klamek i zdrutowanymi oparciami foteli. Stan techniczny samochodu rekompensowaly jednak niezle umiejetnosci kierowcy i szczesliwie dotarlismy do hotelu.
Hotel faktycznie bardzo urokliwy. Pokoj niezly, choc bardzo ciasny. Postaram sie zamiescic kilka zdjec, ale na razie troche szkoda nam czasu na siedzenie przy internecie.
Pozdrawiamy.